piątek, listopada 23, 2018

Polskie Termopile, czyli bitwa pod Hodowem 11 VI 1694


hodów



Polskie Termopile

Każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o historii na pewno słyszał o bitwie pod Termopilami i trzystu Spartanach, którzy polegli podczas bohaterskiej walki z Persami. Ci, którzy bardziej interesują się wielkimi starciami z przeszłości mogli słyszeć o bitwie pod Shiroyamą, gdzie kilkuset samurajów stanęło do walki przeciwko trzydziestu tysiącom żołnierzy wojsk rządowych Cesarskiej Armii Japonii. Popularna jest też, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, historia obrony Alamo, gdzie około dwieście osób zbuntowanych sił teksańskich zostało wyrżniętych przez około trzech tysięcy Meksykanów. Są to bitwy, podczas których garstka ludzi stanęła przeciw ogromnej liczbie przeciwników i… poległa bohaterską śmiercią. Należy zastanowić się, czy w historii Polski doszło do podobnych starć.
Bitwę pod Wizną nazywa się często polskimi Termopilami, gdzie wojska niemieckie walczyły z przewagą czterdziestu do jednego. Jednak wszystkie wymienione tu bitwy skończyły się porażką strony z mniejszą ilością wojsk, strony teoretycznie słabszej. W historii zapomina się często o niezwykłej bitwie, którą stoczyło czterystu husarzy pod Hodowem z wojskami tatarskimi. Różnicę liczebną obu armii podaje się w przybliżeniu, jako jeden do stu. Staracie to różni się od bitwy pod Termopilami nie tylko liczebnością, ale przede wszystkim tym, że mimo iż wojska tatarskie miały tak nieopisaną przewagę, Polska odniosła w tej walce zwycięstwo, co jest ewenementem na skalę światową!

Tło historyczne

Był wiek XVII, a największym nagrożeniem dla Europy stała się Turcja. Czternastego lipca 1683 roku oddziały tureckie dotarły pod tak zwane „Złote Jabłko”, czyli Wiedeń. Dowodzący nimi wezyr Kara Mustafa zgromadził około stu pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy. Na pomoc oblężonemu miastu przyszedł Jan III Sobieski – król Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nie czekając na wojska litewskie i kozackie objął dowództwo nad siłami chrześcijańskimi, a 12 września 1683 roku zaatakował armię wezyra. Po zmasakrowaniu dużej części wojsk, siły tureckie rzuciły się do ucieczki. Król Rzeczpospolitej Obojga Narodów miał później powiedzieć do papieża: „Venimus, vidimus, Deus vicit”, co znaczy "Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył” – jest to parafraza słów Juliusza Cezara, który miał napisać w liście do swojego przyjaciela Amintiusa w roku 47 przed Chrystusem, mówiąc o zwycięstwie nad królem Pontu Farnecesem pod
Zelą: „Veni, vidi, vici”, co znaczy „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”.
Odsiecz wiedeńska 12 września 1683 rok
Po odsieczy wiedeńskiej miasto zostało ocalone, lecz to, z pewnością chwalebne wydarzenie, miało swoje negatywne skutki, gdyż zapoczątkowało okres wojen z Turcją, jako, że Rzeczpospolita Obojga Narodów należała do wielkiej koalicji przeciw islamowi. Wojna ta została zakończona dopiero 26 stycznia 1699 roku Pokojem w Karłowicach. Wcześniej jednak musiało dojść do wielu krwawych starć, a duża ich cześć toczyła się głównie na Podolu, gdzie powstały fortyfikacje takie jak na przykład Okopy Wielkiej Trójcy znad Dniestru założone w 1692 roku przez hetmana Stanisława Jana Jabłonowskiego.

Liczebność armii

Pod wodzą Gazy Gareja, w czerwcu 1694 roku, na ziemie polskie ruszyła jedna z wypraw tatarskich. Miała ona na celu pozyskanie niewolników z terenów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Był to tak zwany „jasyr”. Porwanych chłopów i szlachtę chciano sprzedać, najlepiej ich rodziną lub Kościołowi. Gaza Gareja prowadził do Kamieńca Podolskiego zacharę, czyli prowiant dla głodującej załogi tureckiej. Nie jest do końca znana liczba oddziałów tatarskich i podaje się różne jej określenia: 25 000, 30 000, a nawet 70 000. Najczęściej mówi się jednak o ordzie 40 000 tatarów. Na tyle określało ją większość walczących pod Hodowem Polaków i nawet na tyle oceniał ją król Jan III Sobieski, opowiadając 4 sierpnia 1694 roku o tej bitwie Mikołajowi Złotnickiemu. Podczas owej rozmowy powiedział również: „naszych czterystu ludzi, którzy tak mężnie i walecznie 40 000 ordy obronili się”. Jego zdaniem dysproporcja sił wynosiła stu tatarów na jednego Polaka. Otrzymał on wiadomość o bitwie 12 czerwca, a potwierdzenie o niej, dzień później. Zaś przed 4 lipca spotkał się z rycerzami walczącymi pod Hodowem i słuchając ich meldunków wynagrodził nieskąpo za odwagę. Liczba 40 000 jest też najczęściej podawana przez historyków, także przez specjalistę od ciężkiej jazdy – husarii – Radosława Sikorę.
W skład siedmiu chorągwi polskich (husarskich i 5 rot pancernych) wchodziły dwa zgrupowania jazdy. Wśród husarzy z pewnością znajdowała się rota koronna króla Jana (48 ludzi) oraz rota nadwornego marszałka koronnego Józefa Lubomirskiego (50 ludzi). Rycerze trafili pod Hodów z fortecy Okopów Świętej Trójcy pod dowództwem Konstantego Zahorowskiego oraz z Szańców Panny Marii pod dowództwem Mikołaja Tyszkowskiego. Ze źródeł towarzysza husarskiego Szymona Franciszka Pułaskiego wynika, że „okopowi elearzy”, jak nazywa Polaków walczących pod Hodowem, stanowiło około 600 jeźdźców (400 z Okopów Świętej Trójcy i 200 z Szańca Panny Marii), wliczając w to nie więcej niż stu towarzyszy chorągiewnych. Są to liczby, jakie podaje jeden z polskich żołnierzy, ale dane te prawdopodobnie pochodzą ze stanu etatowego, a nie określają rzeczywistej liczby wojowników polskich i dlatego są wyższe niż podaje to król Jan III Sobieski znający realną liczbę. Oznacza to, że 400 Polaków musiało stoczyć walkę z 40 000 armią tatarską. Przewaga sił wynosiła więc 1:100 na korzyść tatarów.
świętatrójcaplan
Plan Okopów Świętej Trójcy, ilustracja z dzieła Ludwika Finkela „Okopy Świętej Trójcy: dwa epizody z dziejów Polski”





Początek bitwy

Pierwsze starcia nie odbyły się w Hodowie, lecz trochę poza nim. Polacy, widząc wroga, zauważyli przednią straż tatarską liczącą około 500-600 przeciwników, uznali więc, że powinni wszystkich ich zniszczyć. Dowodzący nie spodziewali się, że mogą mieć do czynienia z tak ogromnymi siłami. Rozbili przednią straż ordy, lecz zauważając nadciągające siły główne, musieli się wycofać i postanowili schronić we wsi Hodów. Siłą Rzeczpospolitej udało się wziąć do niewoli dwóch tatarskich mistrzów (murzów), ale pojmany również został Mikołaj Tyszkowski – dowódca Szańca Panny Marii, który według źródeł „w pierwszym starciu, trzymając odwód na uchodzeniu w opłotki, w niewolę się dostał”. Szczęściem został on później wykupiony z rąk tatarskich i powrócił do swoich rodaków.
Polacy „rozumiejąc, że się z zagonem [tylko] potykają, wsiedli zaraz na ich [Tatarów] przednią straż [500-600 koni], z którą się mężnie starłszy i murzów dwóch z między nich wziąwszy, ze wszystkich stron od tłumów tatarskich ogarnieni zostali. Nie widząc zatem inszego sposobu do wsi Hadowa [Hodów] ustępowali”. Wycofano się do Hodowa, aby uniknąć okrążenia.

Wieś Hodów


Hodów znajduje się dzisiaj na Ukrainie w obwodzie tarnopolskim, w rejonie zborowskim kilka kilometrów na wschód od Pomorzan.
wieśhodów
Współczesna mapa Polski i Ukrainy z miejscem położenia wsi Hodów

Za czasów bitwy pod Hodowem, w XVII wieku, była to polska wieś leżąca w regionie dość często najeżdżanym przez tatarów, dlatego posiadała już prowizoryczne systemy obronne. Tamtejsi chłopi mieli przygotowane kobylice, czyli pnie drzew ułożone poziomo z zaostrzonymi konarami, takie umocnienia już dawały jakiekolwiek szanse na obronę. Broniono się także zza „płotów, dylow, stołów, drzwi, beczek z chałup chłopskich powydobywanych”. Obrońcy Hodowa mieli także szczęście gdyż za ich plecami leżał mały staw.
husariahodów
Mapa przedstawiająca pole bitwy pod Hodowem

Przebieg bitwy

Wojska polskie, po wycofaniu się do Hodowa, zsiadły z koni i zabarykadowały się wszelkimi możliwymi umocnieniami ze wsi. Drzwi, stoły, płoty, beczki, kosze słomy i kobylice stanowiły obronę przed ogromnymi wojskami tatarskimi. Atakowano wtedy przede wszystkim na dystans, dochodziło głównie do walki ogniowej. Rycerze Rzeczypospolitej używali broni palnej i czasami posługiwali się szablami – w sytuacjach, gdy dochodziło do walki wręcz. Tatarzy zaś zasypywali obrońców niesamowicie dużą ilością strzał. Strzelali z łuków refleksyjnych, starając się przerazić obrońców ogromem pocisków.
Polacy bronili się wszelkimi możliwymi sposobami. Gdy zabrakło im pocisków, nabijali broń grotami ze znalezionych strzał. „Gdy już naszym kul nie stawało [brakowało] do strzelania, musieli ploszczyki [groty] od strzał tatarskich miasto [zamiast] kul nabijać, którymi bardziej jeszcze Tatarów razili”. Po wycofaniu się wroga zebrano ponoć aż kilka wozów niepołamanych strzał! Nie liczono nawet ile pozostało na ziemi strzał połamanych. Nikt nie ośmielił się w ogóle ich pozbierać, ponieważ tych „dostatkiem leży”.
Gdy obrońcy stawiali opór tatarskiej ordzie zdarzało się, że musieli walczyć również pieszo. Także Tatarzy zsiadali ze swoich wierzchowców i stawali do walki wręcz: „Tatarskiego zaś wojska większa część, zsiadłszy z koni, szturmy do nich [Polaków] przypuszczali, zasłony także sobie porobiwszy z desek, koszów słomianych”.
Orda, której głównym celem było zdobycie bogatych łupów i pozyskanie jasyru, nie spodziewała się tak silnego oporu ze strony chorągwi polskich. Siły Rzeczpospolitej odpierały ataki znacznie potężniejszego wroga około pięciu lub szczęściu godzin. Po tak długim czasie bezowocnych zmagań z husarią i wojskami pancernymi Rzeczpospolitej Obojga Narodów, cierpliwość Tatarów skończyła się. Postanowili wysłać Lipków, czyli Polaków, którzy przeszli na stronę Tatarów (część z nich poparła w wojnie Turcję), aby ci skłonili obrońców Hodowa do poddania się. Polacy mieliby w ten sposób uratować się od śmierci. Wojska tatarskie zażądały całkowitej kapitulacji, ale Polacy nie zgodzili się, definitywnie odrzucając warunki ordyńców. Tatarzy „podjeżdżając pod naszych radzili aby się poddali, ale słysząc naszych rezolucję, że tam na śmierć zasiedli, donieśli Tatarom: że my z tymi ludźmi co dzień ubijamy się pod Kamieńcem [Podolskim], że są [to] ludzie niezwalczeni, że wprzód wszyscy wyginiecie, nim wam ich dostać przyjdzie”.
husarz
Husarz (Usarz)
Bojąc się większych strat, Tatarzy w końcu ustąpili. Postanowili wycofać się do okupowanego wcześniej przez nich Kamieńca Podolskiego. Do jasyru udało się im schwytać nie więcej niż trzydziestu ludzi, bowiem, na czas walk, ludzie uciekali do bezpieczniejszych, lepiej bronionych miast, zameczków i fortyfikacji, aby schronić się przed ordą.
To wydarzenie stało się całkowitą kompromitacją dla Chanatu Krymskiego. Nie dość, że nie udało się pokonać im czterystu polskich rycerzy to jeszcze do jasyru byli w stanie porwać tylko trzydziestu ludzi. Tak wielka ilość wojsk powinna być w stanie zmiażdżyć Hodów, a nawet zrównać go z powierzchni ziemi.
Dzięki skutecznej, niesamowicie odważnej obronie Hodowa, Polakom udało się zatrzymać dalszy najazd Tatarów.

Straty

W pierwszych chwilach walk zginęło trzynastu towarzyszy polskich i miała to być liczba wszystkich poległych na polu bitwy. Reszta miała ponieść śmierć na skutek odniesionych ran. Największe straty w wśród polskich obrońców były jednak w koniach: „konie ledwie co nie wszystkim [Polakom] postrzelana [były]”. Ilu poległo towarzyszy pocztowych? Tego dokładnie nie określono, ale z pewnością bardzo wielu.
Towarzysze pocztowi byli to członkowie pocztu w wojsku autoramentu narodowego (sposób rekrutacji lub zaciągu w wojskach Rzeczpospolitej Obojga Narodów) zazwyczaj pochodzenia chłopskiego lub niższej szlachty. Służyli oni u wyższego szlachcica, który był właścicielem całego pocztu. Liczba pocztowych okazywał się zawsze znacznie większa od liczby towarzyszy husarskich czy pancernych i dlatego też umierało ich znacznie więcej – około dwa lub trzy razy tyle, co towarzyszy Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Również podczas bitwy pod Hodowem prawdopodobnie zginęło ich bardzo wielu. Pocztowych było najczęściej dwóch, nie mówiąc o wozakach i czeladzi obozowej, których nie wliczano do stanu chorągwi. Towarzysz musiał również uzbroić się sam i kupić konia. Nie bez powodu zostały tu wspomniane poległe na polu bitwy konie, gdyż koń husarski był niezwykle drogi. Jego cenę można porównać do dzisiejszych najdroższych samochodów osobowych. Dodatkowo husarz miał często ze sobą po kilka koni na jednej wyprawie bojowej.
Podczas całej walki pomarło około kilkudziesięciu obrońców, w tym kilkuset towarzyszy chorągiewnych. Głównie wskutek odniesionych obrażeń podczas walk. Jak pisze Pułaski: „nie było żadnego z tych 400, żeby nie miał kilku postrzałów, jednakże z łaski Bożej nieszkodliwych”. Wśród zmarłych był także Konstanty Zahorowski, który oddał ducha trzy dni po bitwie ze względu na poważne obrażenia, jakich dokonała tatarska strzała. Gdy bitwa dobiegła końca, mniej więcej setkę rannych przeniesiono do Pomorzan (podczas podróży część obrońców zmarła). Tam też, na cmentarzu rzymskokatolickim, przy kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy, pochowano Konstantego Zahorowskiego – wybitnego przywódcę, który oddał życie w obronie swojej ojczyzny i wolności ludzi mających zostać zaciągniętych do niewoli. Jego determinacja podczas walki prawdopodobnie była spowodowana tym, że jego matka dzierżawiła wieś Hodów od Jana III Sobieskiego.
Dokładne dane nie są znane, ale prawdopodobnie po stronie tatarskiej śmierć poniosło od tysiąca do dwóch tysięcy wojowników. Zdaje się, że są to starty zawyżone, ale z pewnością były one bardzo duże, gdyż „pewnie z tysiąc i drugi było ich tam trupów”. Opis strat tatarskich można znaleźć tylko w źródłach polskich, gdyż tak haniebna przegrana nie mogłaby zostać nigdy opisana przez ordyńców. Jednak, według Pułaskiego, pod Hodowem poległo „blisko cztery tysiące Tatarów”. Z pewnością jest to przesada. Wskazuje na to także fakt, że Tatarzy mieli zebrać ciała poległych i spalić je w chatach: „uroczyszcze (z małą ilością ludzi) tej wsi Hadowa, gdzie się to [palenie poległych] działo”. Według relacji anonimowego żołnierza palono po kilka lub kilkanaście chałup podczas najazdów. Tak mała wieś jak Hodów nie mogła posiadać zbyt wielu domostw. Oznacza to, że tak wielka ilość zabitych nie pomieściłaby się w kilku chatach. Wszystko więc wskazuje na to, że ilość poległych Tatarów podczas bitwy pod Hodowem nigdy nie zostanie dokładnie określona.

Upamiętnienie

Bohaterską walkę obrońców Hodowa docenił sam król Jan III Sobieski. Dumny ze swoich rycerzy postanowił uzupełnić straty w koniach ze stajni królewskich. Cztery dni po bitwie, na leczenie rannych w Pomorzanach, wyłożył z własnej szkatuły aż tysiąc złotych. Każdy żołnierz dostał wynagrodzenie, a jeńcy (w tym również kilku towarzyszy polskich) zostali wykupieni przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów (wliczając w to Mikołaja Tyszkowskiego). Także hetman wielki koronny Stanisław Jabłonowski docenił walczących pod Hodowem – podarował czterysta złotych cyrulikowi Mikołajowi, któremu nakazał opiekować się rannymi w Złoczowskim szpitalu. Z husarią i pancernymi spod Hodowa przyszło się spotkać królowi już 27 czerwca we Lwowie. Tam właśnie obrońcy zostali obdarowani pieniędzmi i końmi: „kilka towarzystwa poranionego z okazyjej pod Hodowem piechotą przyszło do króla jm. suplikując [prosząc] o miłosierdzie, że i od koni odpadli [konie stracili]. Król jm. ex solita clementia, którą zwykł zawsze świadczyć, osobliwie żołnierzowi bene merito, z skarbu swego porcyją pieniężną każdego z nich opatrzył”. Także 15 czerwca i 5 lipca Jan III Sobieski był hojny dla swoich rycerzy. Każdemu, kto przyprowadził
jeńca podarował po sto talarów i konia.
sobieski
Jan III Sobieski autorstwa Daniela Schultza 1673 - 1677 
W Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego pod redakcją Filipa Sulimierskiego (Warszawa, 1880 r.), t. 3, str. 87 znajduje się taki oto opis wsi Hodów:
„Włość ta pamiętna jest w dziejach kraju nadzwyczajnem męstwem małego oddziału polskiego wojska i poniesionej klęski przez Tatarów w r. 1694, którą uwieczniają gęste mogiły wznoszące się na pobojowisku a w samej wsi na wzgórzu wśród włościańskiego ogrodu, pomnik kamienny w kształcie piramidy z żelaznym krzyżem u góry, postawiony przez króla Jana Sobieskiego. Mianowicie w roku 1694 wpadła zgraja Tatarów na Ruś i rozniosła śmierć i pożogę aż pod Złoczów. Mały oddział polskiego wojska, liczący tylko 600 jeźdźców pod dowództwom pułkowników Zahorowskiego i Tyszkowskiego, został od armii het. Jabłonowskiego odcięty, i był już za stracony poczytany. Z orężem w ręku torowała sobie atoli ta mała garstka Polaków drogę od Dniestru przez tłumy licznego nieprzyjaciela aż do Pomorzan, w celu złączenia się z hetmanem pod Lwowem, gdy oto około włości Hodowa od dziczy tatarskiej została obskoczona. Strudzeni rycerze szykują się pomiędzy rowy i zarosła do boju, przedsięwziąwszy bronić się do ostatniego. Ze wszystkich stron walą się na nich tłumy Tatarów, którym jednak ci nadzwyczajny dają opór. Po bohaterskiej walce proponuje im Tatarzyn, aby zaniechali niepodobnej obrony, a raczej poddali się: „My czekamy śmierci” była to jedyna odpowiedź. Dowódca Tatarów rozkazał więc nowy atak, lecz ta mała garstka szerzy śród nich nowe zniszczenie. Za zbliżeniem się nocy odstąpił na koniec nieprzyjaciel swojego zamiaru, czem oblężeni ośmieleni puścili się za nimi w pogoń, i jeszcze wiele szkody im narobili. Ten pamiętny dzień tak nierównej walki, która bez piechoty, bez dział i bez zabezpieczających wałów wypadła na stronę słabszych, jest podobny do walki pod Termopylami; albowiem i tu mała garstka swojem poświęceniem się i męstwem uratowała tysiącom ziomków życie i wolność”.
Franciszek Pułaski pisze zaś tak:
„Gdy 1695 r. najechali Tatarzy kraje ruskie, przerzynając się Jan Zahorowski i Tyszkowski w 600 towarzyszów przez chmary pogaństwa, obskoczeni w Hodowie, odpierali spoza płotów i z parowów gwałtownie nacierających nieprzyjaciół. Wezwani do poddania się, odpowiedzieli: myśmy po śmierć w te wąwozy przyszli. Po 6-godzinnej walce, cofnęli się najezdnicy; blisko 4.000 Tatarów na placu było, od tak małej garści ludzi naszych; zabitych zaraz Tatarowie w chałupach palili. Naszych 13 zabito, ale nie było żadnego, żeby nie miał kilku postrzałów. Tak wszechmocność Boska, cnota nie liczba męstwu polskiemu, dla zaszczytu wiary i narodu chrześcijańskiego, insultom pogańskim odpór dać mogła”.



Jan III Sobieski w 1695 roku ufundował również obelisk, który został wzniesiony w Hodowie. Co ciekawe przetrwał do dziś dzień. Latem 2014 roku po 320 latach został on odrestaurowany pod przewodnictwem profesora Janusza Smaza z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – znakomitego konserwatora, który ratuje zabytki na Ukrainie. Przeprowadzaniem projektu odbudowy pomnika zajęła się fundacja „MOSTY”, współpracując z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ambasadą Rzeczpospolitej Polskiej w Kijowie i Konsulatem Generalnym Rzeczpospolitej Polskiej w Łucku. Inicjatywa „Husaria prze Pałac”, czyli miłośnicy husarii i historii Polski, również mieli swój wkład w renowację pomnika. Uroczystego odsłonięcia dokonano 25 października 2014 roku przy udziale władz rejonu zborowskiego i obwodu tarnopolskiego.
Pomnik bitwy pod Hodowem ufundowany przez króla Jana III Sobieskiego i odrestaurowany latem 2014 roku
Na obelisku wyryty jest łaciński napisy, który brzmi: "Bogu Najwyższemu na chwałę, potomności na pamiątkę, bohaterom polskim na przykład, wrogom ojczyzny na hańbę, wzniósł mnie najjaśniejszy Jan III Sobieski, król Polski, na tym miejscu, na którym Polacy pod wodzem Zahorowskim, osaczeni w płotach, odparli 70 000 Tatarów, z wielką klęską nieprzyjaciół, a swoich żadną. Dnia 5 czerwca 1694 roku". Co ciekawe, liczba wojsk tatarskich została znacznie zawyżona, a data bitwy, z niewiadomych przyczyn, pomylona.
Pomnik znajduje się w majątku, który niegdyś należał do rodziny Sobieskich. Po latach został własnością Kulczyckich. Z posagu Honoraty Kulczyckiej dostał się w ręce Władysława Głowackiego. Następnie został sprzedany izraelicie – Mojżeszowi Parnesowi. W roku 1879 majątek zakupił Stanisław Potocki będący właścicielem Brzeżan i Pomorzan. Dzisiaj znajduje się on na ziemi ukraińskiej.

Podsumowanie

Bitwa pod Hodowem to z pewnością wydarzenie wprost niewyobrażalne i wyjątkowe na skalę światową. Czasem trudno uwierzyć, że taka bitwa w ogóle odbyła się naprawdę. Należy się jednak zastanowić czy taka proporcja strat może być prawdziwa i czy jest prawdopodobne, żeby garstka ludzi tak długo i dzielenie broniła się przed tak silnym i licznym przeciwnikiem.
Wbrew pozorom nie jest to dla Polaków nic nie zwykłego. W XVII wieku zabicie husarza było niezwykle trudne. Wystarczy przypomnieć sobie zwycięską bitwę pod Kłuszynem z 4 lipca 1610 roku, gdzie Polska pod dowództwem Stanisława Żółkiewskiego rozgromiła armię Rosji i Szwecji. Husaria zabiła wtedy ponad 8 000 przeciwników. W armii Rzeczpospolitej Obojga Narodów zginęło około 300 ludzi, a dysproporcja sił wynosiła 5:1 na stronę rosyjsko-szwedzką. Polacy odnieśli całkowite zwycięstwo nad pięć razy liczniejszym wrogiem w otwartej walce.

Cóż… Husaria nigdy nie przejmowała się ilością wroga. Świetnie pokazuje to przykład Jana Karola Chodkiewicza, który 27 września 1605 roku podczas bitwy pod Kircholmem, nie znając dokładnej liczby przeciwników, miał powiedzieć: „Policzym ich, jak ich pobijem”. Potęgę tej ciężkiej jazdy pokazuje też XVII wieczna zasada, która mówiła, iż przeciwnik może wycofać się z pola bitwy, jeśli dowie się, że będzie musiał walczyć przeciwko husarii. Mało tego, część wojsk najemnych zastrzegała sobie w swoich kontraktach, że choćby nie wiem co, nie będą walczyć przeciw husarii.
zbrojahusarz
Uzbrojenie husarza
Husaria była ciężką jazdą, wiec musiała być bardzo dobrze uzbrojona. Pancerz towarzysza ciężkiej jazdy składał się z napierśnika z emblematem krzyża, medalionu Najświętszej Marii Panny, naplecznika, obojczyka, naramiennika, szyszaka o kulistym dzwonie z nosalem, skór tygrysich bądź lamparcich i według niektórych historyków z jednego skrzydła przymocowanego do skórzanego siodła. Husarz posiadał również bardzo drogiego konia, proporzec, specjalną kopię o długości nie większej niż trzy metry, koncerz i oczywiście szablę. O wytrzymałości pancerza świadczy rzekome wydarzenie z bitwy pod Cudnowem z 1660 roku, kiedy to jeden z rycerzy miał dostać rykoszetem kuli armatniej, spaść z konia, po czym wstać i walczyć dalej. Ciężka jazda z XVI i XVII wieku była również niezwykle mobilna, wytrzymała i obyta ze strategią wojenną.
Straty, jakie ponieśli Polacy pod Hodowem z pozoru wydają się małe. W rzeczywistości, porównując do innych bitew, można by uznać, że są dość duże. A to ze względu na to, że husaria najczęściej atakowała szarżą, wywołując tym samym przerażający efekt psychologiczny. Tutaj musiała się ona bronić zza chałup, beczek i kobylic, co stanowi usprawiedliwienie. Bitwa hodowska jest dość specyficznym starciem, bowiem główny atak husarii stanowiła właśnie szarża, której tutaj użyto tylko na początku, kiedy Polacy jeszcze nie byli w Hodowie. Bitwa ta pokazuje uniwersalność ciężkiej jazdy oraz wojsk pancernych i to, że polscy żołnierze potrafią poradzić sobie w każdej sytuacji. Jest to też jedna z ostatnich walk, gdzie wielka husaria pokazała się ze swojej najlepszej strony.
Jest to wydarzenie, które nigdzie na świecie nie wystąpiło i pewnie już nie wystąpi. Zwycięstwo taktyczne i strategiczne 400 ludzi przeciwko 40 000. To jest coś, z czego naprawdę, jako naród, możemy być dumni!
Polacy pod Hodowem mieli powiedzieć: „My czekamy śmierci”. Idealnie sprawdza się tu zasada Sun Tzu opisana w jego dziele „Sztuka Wojny”: „Wystarczy bowiem jeden człowiek, któremu na życiu nie zależy, by zatrwożyć tysiąc mężów”. Bitwa pod Hodowem jest przykładem wygranej garstki nad armią, 1:100. Wydaje się być to niemożliwe, ale również Sun Tzu opisał taką sytuację: „Jeśliby sama liczebność wojsk przesądzała o zwycięstwie, do prowadzenia wojny wystarczyłoby liczydło a bitwy stałyby się niepotrzebne”. Husarię i obrońców Hodowa można na koniec krótko opisać kolejnym cytatem ze „Sztuki Wojny”: „Bitwę da się przetrwać dzięki sile, a można ją wygrać dzięki duchowi”.


Bibliografia:
Niezwykłe bitwy i szarże husarii – Radosław Sikora, Wydawnictwo: Erica
Biblioteka Czartoryskich, rękopis nr 184, s. 244, Ibidem s. 241-247, Ułamek s. 14, 37, 40, Pułaski, Krotka s. C3, Sarnecki, Pamiętniki s. 224
K. Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego, tom 1, opr. J. Woliński, Wrocław 2004
D. Siuta, Polskie Termopile 1694. Bitwa pod Hodowem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2016 Redakcja Erudyta , Blogger